By ta przeprawa była milsza, polecam piosenke
Nocleg:
z tym nie mieliśmy problemu. Przed wyjazdem nakreśliliśmy sobie bardzo ogólny zarys wycieczki, nie chcieliśmy się spinać, w sumie dobrze, bo już pierwszego dnia okazało się, że mistrzami planowania nie jesteśmy. Jeżeli byśmy chcieli zostać gdzieś dłużej, to mamy możliwość tak zrobić, żadna rezerwacja na nas nie czeka.
Hytt czyli domków letniskowych szukaliśmy dzień wcześniej lub
nawet tego samego dnia przez Internet w telefonie, przypomnę, że było to w najwyższym sezonie a nigdy nie spotkaliśmy się by nie było wolnych miejsc.
Pamiętam dobrze trasę do Trasavika Camping, położonego 40km od Trondheim, gdzie spędziliśmy przedostatnią noc. Czas jakby się tam zatrzymał. Drogi wąskie, znikome ślady cywilizacji, mało sklepów, 0 fast foodów, gdzie lepiej podróżować z pełnym bakiem, bo stacji benzynowych zdecydowanie jak na lekarstwo!
Na miejscu wita nas typowa porośnięta chatka trolli :)
Rozpakować się, szybki prysznic i lecimy nad wodę, na kolację, na niezastąpionego jednorazowego grilla :) Wecome to Trondheimsfjorden.
Latem w Norwegii noce są krótkie, im wyżej tym krótsze oczywiście i tym piękniejsze widoki. Tego wieczora zachodzące słonce dało niezły popis, oświetlając ziemie ognistymi barwami.
Nazajutrz dopiero, wypoczęci, kierujemy się do miasta. Trondheim- Jak to dumnie brzmi :) Miasto na miarę metropolii w Norwegii. Co do wielkości znajduje się na podium, zajmując zaszczytne 3. miejsce, tuż za Oslo i Bergen.
Zaczynamy zwiedzanie.
Miasto liczy 175tys mieszkańców (tym samym jest 3 razy mniejsze od Poznania, ale też bardzo chętnie kierują się tu studenci.)
Sama go zrobiłam. Musiałam Wam pokazać :)
Katedra Nidarosdomen.
Nazwa pochodzi od nazwy miasta, gdyż w tamtych czasach Trondheim nosiło nazwę Nidaros. Została zbudowana na cześć św Olafa, wodza wikingów.
To właśnie tutaj nadal obywa się koronacja norweskich królów. Budowę rozpoczęto w 1030 roku i trwała ona aż 150 lat!
Rozeta, która zdobi najpiękniejszą część katedry, czyli fasadę zachodnią, symbolizuje Chrystusa i Sąd Ostateczny. To okrągłe okno ma średnicę 8m i składa się z 10 tys szklanych detali.
Tuż obok jest Pałac Arcybiskupa, najstarszy świecki budynek w mieście, gdzie akurat odbywał się jakiś... festynokiermasz.
Jabłko w cukrze? Powiedzcie, czy Wam też kojarzy się z Królewną Śnieżką...?
Następnie skierowaliśmy się na słynny stary most Gamle Bybrua, wybudowany w 1685 roku., który jest już zamknięty dla ruchu ulicznego, tylko pieszym wolno podziwiać z niego XVIII- wieczne budynki na palach, znajdujące się nad rzeką Nidelven. Niegdyś należące do klasy robotniczej, obecnie przeznaczone na kawiarnie czy po prostu mieszkania.
Tutaj już nadbrzeżny targ i słynne klipfisze
Przedostatnim punktem naszej wycieczki okazała się Twierdza Kristiansen z XVII wieku. Miała ona za zadanie oczywiście chronić miasto przed atakami. Obecnie można z niej podziwiać panoramę miasta, wybrzeże i wieżę telewizyjną, którą ujrzycie na fotografii poniżej, a która jest naszym ostatni celem.
Ponad 100 metrowa wieża Tyholt góruje nad miastem. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie skosztowali tam piwa, najdroższego dotychczas w naszej karierze (160nok).
Jest tam platforma, która w ciągu godziny obraca się o 360 st. by goście spożywający posiłki w restauracji mieli dodatkowo ładne widoki. Niestety wszystkie miejsca były zajęte, więc przypadło nam piętro niżej bez takich bajerów.
Wjazd i wyjazd z miasta jest oczywiście płatny. Poniżej już droga powrotna do Oslo, ówczesnego domu. Czy Wy też widzicie poroże??!
Ja i wielki troll będziemy żegnać się już z Wami.
Za jakiś czas pojawi się relacja z naszej wycieczki pociągiem do Bergen i wielkiej śnieżycy, która nas spotkała. Do następnego kochani!
Świetnie się czytało słuchając Aliny Devecerski. Dawno nie słyszałem tej piosenki :)
OdpowiedzUsuńświetny wpis! :D
OdpowiedzUsuń