Kochani dzisiaj zabieram Was w podróż do Dovrefjell Parku Narodowego w Środkowej Norwegii. Popularny sposób na spędzanie czasu wolnego wśród Norwegów to między innymi górskie wycieczki i wyjazdy na hyttę.
Hytta to z założenia mały domek wakacyjny, bez udogodnień typu prąd czy bieżąca woda. Z biegiem czasu hytty Norwegów są coraz bardziej wypasione nie wspominając o prysznicu, jest nawet ogrzewanie podłogowe, a oni jeżdżą tam imprezować. Mi bardzo spodobała się ta idea spędzania czasu wolnego i połączyłam spanie w podstawowej hyttcie (z dostępem do budynku sanitarnego na campingu) z wycieczkami górskimi i odkrywaniem środkowej Norwegii. Od maja 2023 mieszkam w Trondheim i raz w miesiącu staram się zorganizować sobie taki wypad.
Nie jest bardzo kosztowny, ale to sami ocenicie, bo podsumowanie będzie. Można taniej (namiot), można drożej (komfortowa hytta z łazienką). Każdy robi jak lubi. Ja wybieram jak na razie ten sposób pomiędzy. Warunki gorsze niż w domu, że chętnie się wraca do normalności, ale zdecydowanie lepsze i lżejsze niż pod namiotem. Dla mnie namiot to następny level, na który mam nadzieję wejdę.
Trondheim to 3 największe miasto w Norwegii, stolica środkowej części kraju i doskonała baza wypadowa. Już 15min samochodem od centrum mamy do dyspozycji dwa pasma wzgórz. Miasto jest położone w dolinie pomiędzy Bymarka a Estentsmarka. Zalesione tereny z dużą ilością jezior przystosowane do wycieczek. Jadąc 2h na południe znajdziemy się na obszarze pasm górskich i parków narodowych.
Trondheim to 3 największe miasto w Norwegii, stolica środkowej części kraju i doskonała baza wypadowa. Już 15min samochodem od centrum mamy do dyspozycji dwa pasma wzgórz. Miasto jest położone w dolinie pomiędzy Bymarka a Estentsmarka. Zalesione tereny z dużą ilością jezior przystosowane do wycieczek. Jadąc 2h na południe znajdziemy się na obszarze pasm górskich i parków narodowych.
Dovrefjell słynie z występowania piżmowołów.
Ten poniżej na zdjęciu to tylko atrapa potwierdzająca powyższe zdanie :)
Wieczór poprzedzający wyjazd miałam długi i pełen pozytywnych emocji. Spałam krótko i źle. Czyżby i reisefieber? Wstałam o 6 ze szczypiącymi oczami, bo od godziny już i tak nie mogłam już zasnąć. Zaczęłam przygotowywać naszą wyprawę- kawa i herbata do termosu, kanapki na drogę, zaplanować posiłki na następny dzień. W Norwegii bardzo popularne jest matpakke. Czyli suchy prowiant na drogę. Schronisk i restauracji jest znacznie mniej niż w Polsce, a ceny są wysokie nawet dla Norwegów. Słyszę, jak zaczęło lać i zerwała się wichura. Usiadłam z kubkiem kawy przy oknie i obserwowałam. Pogoda jest zmienna, więc nie zmartwiło mnie to jako zły omen. Szybki prysznic i wyruszyliśmy o 9:00.
Tego niższego parkingu, bo są dwa, ale w połowie drogi do wyższego, auto zaczęło kręcić kołami w miejscu. Na początku października masa śniegu i zalecane kolce na oponach. Podczas gdy w Trondheim jeszcze jesień, 70 km dalej w głąb lądu już zima.
Temperatura -2, odczuwalna -9, do tego niewyspanie.
Łatwo nie było, ale widoki rekompensowały wszystko.
i poznać szczątki przodków z okolicy
i ognisko z kiełbaskami
w tym domku z paleniskiem
Prysznic i zasłużony odpoczynek. Rano znów wstałam wcześniej niż zwykle, ale to dobrze. Lubię niespieszne poranki. Camping, na którym się zatrzymaliśmy był duży. Dla mnie za duży. Wiele całorocznych hytt, obudowane przyczepy campingowe, ściśnięte jedna przy drugiej. Główny budynek tętni życiem. Restauracja kusi zapachami, zespół przygotowuje się do grania muzyki na żywo (od 22:00 dopiero- mam już 35 lat :) ), na piętrze pokój wspólny z automatami do gier i stołem do bilardu. Był to najbardziej tętniący życiem i skomercjalizowany ośrodek, w jakim dotychczas w Norwegii byliśmy. Dla wielu może być to zaleta. Ja jednak szukam spokoju, wyciszenia i bycia z dala od hałasów, które generuje miasto. Impreza trwała do 3 nocy, choć miała skończyć się o 24.
Poniżej pare ujęć z ośrodka
Następnie szybkie pakowanie i w drogę. Wiele owiec pasło się na polach. Wciąż ochoczo przeżuwały ośnieżoną trawę.
Widoki przyjemne, drogi czarne
Szybki postój przy przydrożnym wodospadzie, jakich można by powiedzieć wiele i zaparkowanie auta przy hotelu dla pielgrzymów i ogrodzie botanicznym, ale wszystko już pozamykane, bo to już po sezonie.
Jakże dobrym pomysłem było wcześniejsze sprawdzenie trasy i pobranie jej na smartwatcha. Nawet jak byliśmy bez zasięgu, a ścieżki były zasypane, wiedzieliśmy, jak mamy iść. Google maps nie daje rady na szlakach norweskich.
My korzystamy z aplikacji workoutdoors, którą wykupiliśmy za 50nok. Trasy do pobrania na www.ut.no. Poszliśmy krótkim szlakiem, na którym była szansa spotkać woły piżmowe.
Tabliczki z ostrzeżeniem o występowaniu tych zwierząt na tym obszarze
Nie udało nam się ich dostrzec. W Norwegii żyje ich tylko 250 sztuk. Nie lubią wilgoci, chorują od niej na zapalenie płuc i umierają. Być może były za daleko, być może było za dużo śniegu. Nie spotkaliśmy ich na swojej drodze.
Warunki były wymagające, nasze ubrania niezbyt przygotowane. Duża ilość śniegu, która zasypała szlaki. Zboczenie z niego skutkowało możliwością wdepnięcia w potoki pod zaspami, które udało mi się zaliczyć. Jak dobrze, że w aucie miałam rzeczy na przebranie!
Spotkaliśmy w górach 4 inne osoby.
To była piękna przygoda i wspaniała lekcja
Podsumowanie wydatków:
- noc w hyttcie 500 NOK
- prysznic (4min za 10 NOK)
- paliwo 600 NOK
- jedzenie 500 NOK
Łącznie 1620 NOK
Czyli 810 NOK na osobę (320 PLN)
Dużo czy niedużo za taki wypad?