poniedziałek, 26 lutego 2024

Piżmowoły w Dovrefjell


Kochani dzisiaj zabieram Was w podróż do Dovrefjell Parku Narodowego w Środkowej Norwegii. Popularny sposób na spędzanie czasu wolnego wśród Norwegów to między innymi górskie wycieczki i wyjazdy na hyttę. 

 

Hytta to z założenia mały domek wakacyjny, bez udogodnień typu prąd czy bieżąca woda. Z biegiem czasu hytty Norwegów są coraz bardziej wypasione nie wspominając o prysznicu, jest nawet ogrzewanie podłogowe, a oni jeżdżą tam imprezować. Mi bardzo spodobała się ta idea spędzania czasu wolnego i połączyłam spanie w podstawowej hyttcie (z dostępem do budynku sanitarnego na campingu) z wycieczkami górskimi i odkrywaniem środkowej Norwegii. Od maja 2023 mieszkam w Trondheim i raz w miesiącu staram się zorganizować sobie taki wypad. 
Nie jest bardzo kosztowny, ale to sami ocenicie, bo podsumowanie będzie. Można taniej (namiot), można drożej (komfortowa hytta z łazienką). Każdy robi jak lubi. Ja wybieram jak na razie ten sposób pomiędzy. Warunki gorsze niż w domu, że chętnie się wraca do normalności, ale zdecydowanie lepsze i lżejsze niż pod namiotem. Dla mnie namiot to następny level, na który mam nadzieję wejdę. 

Trondheim to 3 największe miasto w Norwegii, stolica środkowej części kraju i doskonała baza wypadowa. Już 15min samochodem od centrum mamy do dyspozycji dwa pasma wzgórz. Miasto jest położone w dolinie pomiędzy Bymarka a Estentsmarka. Zalesione tereny z dużą ilością jezior przystosowane do wycieczek. Jadąc 2h na południe znajdziemy się na obszarze pasm górskich i parków narodowych. 

                                                        Dovrefjell słynie z występowania piżmowołów. 


                                Ten poniżej na zdjęciu to tylko atrapa potwierdzająca powyższe zdanie :)





Wieczór poprzedzający wyjazd miałam długi i pełen pozytywnych emocji. Spałam krótko i źle. Czyżby i reisefieber? Wstałam o 6 ze szczypiącymi oczami, bo od godziny już i tak nie mogłam już zasnąć. Zaczęłam przygotowywać naszą wyprawę- kawa i herbata do termosu, kanapki na drogę, zaplanować posiłki na następny dzień. W Norwegii bardzo popularne jest matpakke. Czyli suchy prowiant na drogę. Schronisk i restauracji jest znacznie mniej niż w Polsce, a ceny są wysokie nawet dla Norwegów. Słyszę, jak zaczęło lać i zerwała się wichura. Usiadłam z kubkiem kawy przy oknie i obserwowałam. Pogoda jest zmienna, więc nie zmartwiło mnie to jako zły omen. Szybki prysznic i wyruszyliśmy o 9:00. 

Pierwszy przystanek w Oppdal. 







Stamtąd 40min i dojechaliśmy do parkingu punktu widokowego Snøhetta.





Tego niższego parkingu, bo są dwa, ale w połowie drogi do wyższego, auto zaczęło kręcić kołami w miejscu. Na początku października masa śniegu i zalecane kolce na oponach. Podczas gdy w Trondheim jeszcze jesień, 70 km dalej w głąb lądu już zima.



Temperatura -2, odczuwalna -9, do tego niewyspanie. 
Łatwo nie było, ale widoki rekompensowały wszystko.  





Dodatkowo można się było ogrzać przy ognisku


 i poznać szczątki przodków z okolicy



Następnie zameldowanie w hyttcie



 i ognisko z kiełbaskami



w tym domku z paleniskiem




Prysznic i zasłużony odpoczynek. Rano znów wstałam wcześniej niż zwykle, ale to dobrze. Lubię niespieszne poranki. Camping, na którym się zatrzymaliśmy był duży. Dla mnie za duży. Wiele całorocznych hytt, obudowane przyczepy campingowe, ściśnięte jedna przy drugiej. Główny budynek tętni życiem. Restauracja kusi zapachami, zespół przygotowuje się do grania muzyki na żywo (od 22:00 dopiero- mam już 35 lat :) ), na piętrze pokój wspólny z automatami do gier i stołem do bilardu. Był to najbardziej tętniący życiem i skomercjalizowany ośrodek, w jakim dotychczas w Norwegii byliśmy. Dla wielu może być to zaleta. Ja jednak szukam spokoju, wyciszenia i bycia z dala od hałasów, które generuje miasto. Impreza trwała do 3 nocy, choć miała skończyć się o 24. 

Poniżej pare ujęć z ośrodka


Następnie szybkie pakowanie i w drogę. Wiele owiec pasło się na polach. Wciąż ochoczo przeżuwały ośnieżoną trawę. 




Widoki przyjemne, drogi czarne




Szybki postój przy przydrożnym wodospadzie, jakich można by powiedzieć wiele i zaparkowanie auta przy hotelu dla pielgrzymów i ogrodzie botanicznym, ale wszystko już pozamykane, bo to już po sezonie. 
Jakże dobrym pomysłem było wcześniejsze sprawdzenie trasy i pobranie jej na smartwatcha. Nawet jak byliśmy bez zasięgu, a ścieżki były zasypane, wiedzieliśmy, jak mamy iść. Google maps nie daje rady na szlakach norweskich. 



My korzystamy z aplikacji workoutdoors, którą wykupiliśmy za 50nok. Trasy do pobrania na www.ut.no. Poszliśmy krótkim szlakiem, na którym była szansa spotkać woły piżmowe. 
Tabliczki z ostrzeżeniem o występowaniu tych zwierząt na tym obszarze





Nie udało nam się ich dostrzec. W Norwegii żyje ich tylko 250 sztuk. Nie lubią wilgoci, chorują od niej na zapalenie płuc i umierają. Być może były za daleko, być może było za dużo śniegu. Nie spotkaliśmy ich na swojej drodze. 
 

Warunki były wymagające, nasze ubrania niezbyt przygotowane. Duża ilość śniegu, która zasypała szlaki. Zboczenie z niego skutkowało możliwością wdepnięcia w potoki pod zaspami, które udało mi się zaliczyć. Jak dobrze, że w aucie miałam rzeczy na przebranie! 
Spotkaliśmy w górach 4 inne osoby. 




Ukradłam Bartkowi rękawiczki, bo moje szybko przemokły








To była piękna przygoda i wspaniała lekcja




Podsumowanie wydatków: 
  • noc w hyttcie 500 NOK 
  • prysznic (4min za 10 NOK)
  • paliwo 600 NOK
  • jedzenie 500 NOK

Łącznie 1620 NOK
Czyli 810 NOK na osobę (320 PLN)

Dużo czy niedużo za taki wypad? 





piątek, 15 czerwca 2018

Anglia

Moi drodzy,
zmian ciąg dalszy. Aż mi samej za sobą ciężko nadążyć...
Obecnie jestem w Anglii!
Przyjechałam na wakacyjny miesiąc, aby mogła zaprezentować mi to co najlepsze. Czym różni się czerwiec w Północnej Anglii, a w Polsce? Jest zielono, to cieszy oczy, ale ciemne, ciężkie chmury obniżają temperature i entuzjazm. Czy spodziewałam się czegoś innego? Nie! Chciałam zobaczyć to na własne oczy!




Chcę pokazać Wam wybrzeże północno-wschodnie, które mnie zachwyciło.
No przecież, Anglia zamkami stoi. W połączeniu z brytyjskim akcentem tworzy mi się spójny i dostojny obraz w głowie.
Tynemouth, bo o nim mowa, to usta rzeki, która płynie przez miasto Newcastle.
Standardowo na końcu znajduje się latarnia morska, która co tu ukrywać, tworzy klimat. Czujecie to co ja kiedy to piszę? Może mi się kojarzy ze "Starym człowiekiem i morze". Hmmm to by nie były takie miłe skojarzenia, a jednak!


Latarnia nie daje rady? To spójrzcie na klif. Z niego kiedyś rzuciła się dama w białej sukni boho. Z rozpaczy i za ukochanym, który zginął na morzu. 

Podobne historie pisze samo życie. Spójrzcie poniżej co znalazłam. Bukiet kwiatów przyczepiony do barierki i list. Napisała go kobieta, która tęskni za swoim ukochanym. 
Który 
nie 
żyje. 


Ostatnio czytałam, że każda miłość jest nieszczęśliwa. W najlepszym wypadku kończy się śmiercią. 


Nad ustami rzeki królują ruiny klasztoru z cmentarzyskiem ukrytym za murami. Zamek stoi tutaj od XIII wieku, nie dziwi więc, że nie jest w najlepszej formie.




Na tle tej historii człowiek jest taki malutki i małoznaczący...


Dobrze jest więc na koniec zrelaksować się przy szklaneczce angielskiego browaru z widokiem na Morze Północne. 


Jak Wam się podoba Anglia?
 I moje różowe włosy :D

Pozdrawiam !
(nie tak ozięble jak czerwiec w Newcastle)


środa, 21 lutego 2018

Pałac w Biedrusku



Przedstawiam Wam ciekawe miejsce pod Poznaniem. Zaledwie 5km na północ od stolicy Wielkopolski znajduje się Pałac w Biedrusku. Został zbudowany w 1880 roku na wzgórzu niedaleko rzeki Warty. Położony w ładnym parku, w sąsiedztwie muzealnych eksponatów wojskowych. Obok zlokalizowany jest największy garnizon w okolicach Poznania, a naokoło rozciąga się obszerny poligon. Obecnie, w odrestaurowanym pałacu, mieści się restauracja i odbywają się imprezy okolicznościowe.
Pałac ma bujną historię, wpisany do rejestru zabytków, gościł takie znakomitości jak cesarz Wilhelm II, w 1923 roku marszałek Francji, Wielkiej Brytanii i Polski.
Znajduje się tam nawet apartament Marii Antoniny (!)





Zawsze gdy wybierałam alternatywną, malowniczą trasę prowadzącą do Koziegłów urzekała mnie romantycznie podświetlona budowla stylizowana na antyczną. Wiedziałam, że będzie to doskonałe miejsce na reaktywację bloga. Monopter mieści się u podnóża Pałacu, w okolicy dolnego stawu.











Miejsce to ma ogromny potencjał. W pobliżu znajduje się jeszcze jeden staw, ścieżki, pod wieczór oświetlane zabytkowymi lampami. Z pewnością wrócę tam późną wiosną, gdy natura bogato uposaży i zakryje drobne niedoskonałości.






Pałac pałacem ale tu o stylóweczkę chodzi :)
Buty i sukienka to zdobycze z wyprzedaży. Buty mają brokatowy obcas, więc pokochałam je od pierwszego wejrzenia. Z sukienką miałam problem, w przymierzalni bardzo długo się zastanawiałam czy ją wziąć. Nawet zapytałam obsługę o zdanie i mi odradziły :) Finalnie ją zwęziłam, a w połączeniu w jeansową kurtką skradła moje serce. Najbardziej lubię w niej asymetryczne wykończenie i frędzle.  A Wam jak się podoba?

Sukienka Zara

Buty H&M