sobota, 22 października 2016

Trondheim

Trondheim to bardzo ważne miasto dla Norwegii. Stanowiło stolicę kraju do 1217 roku jak również było celem pielgrzymek uduchowionej części ludności przez wzgląd na mieszczącą się tam katedrę Nidarosdomen. Jest to także dla nas miejsce najwyżej ulokowane na mapie, gdzie dotarliśmy podczas podróży, o której początku możecie przeczytać tutaj klik klik

By ta przeprawa była milsza, polecam piosenke

Nocleg:
z tym nie mieliśmy problemu. Przed wyjazdem nakreśliliśmy sobie bardzo ogólny zarys wycieczki, nie chcieliśmy się spinać, w sumie dobrze, bo już pierwszego dnia okazało się, że mistrzami planowania nie jesteśmy. Jeżeli byśmy chcieli zostać gdzieś dłużej, to mamy możliwość tak zrobić, żadna rezerwacja na nas nie czeka. 


Hytt czyli domków letniskowych szukaliśmy dzień wcześniej lub 
nawet tego samego dnia przez Internet w telefonie, przypomnę, że było to w najwyższym sezonie a nigdy nie spotkaliśmy się by nie było wolnych miejsc. 
Pamiętam dobrze trasę do Trasavika Camping, położonego 40km od Trondheim, gdzie spędziliśmy przedostatnią noc. Czas jakby się tam zatrzymał. Drogi wąskie, znikome ślady cywilizacji, mało sklepów, 0 fast foodów, gdzie lepiej podróżować z pełnym bakiem, bo stacji benzynowych zdecydowanie jak na lekarstwo!

 Na miejscu wita nas typowa porośnięta chatka trolli :)



Rozpakować się, szybki prysznic i lecimy nad wodę, na kolację, na niezastąpionego jednorazowego grilla :) Wecome to Trondheimsfjorden.


Latem w Norwegii noce są krótkie, im wyżej tym krótsze oczywiście i tym piękniejsze widoki. Tego wieczora zachodzące słonce dało niezły popis, oświetlając ziemie ognistymi barwami.


Tak jak wcześniej wspomniałam, był to najpiękniejszy zachód słońca w moim życiu.



Nazajutrz dopiero, wypoczęci, kierujemy się do miasta. Trondheim- Jak to dumnie brzmi :) Miasto na miarę metropolii w Norwegii. Co do wielkości znajduje się na podium, zajmując zaszczytne 3. miejsce, tuż za Oslo i Bergen.
Zaczynamy zwiedzanie.


Miasto liczy 175tys mieszkańców (tym samym jest 3 razy mniejsze od Poznania, ale też bardzo chętnie kierują się tu studenci.)


Sama go zrobiłam. Musiałam Wam pokazać :)




Katedra Nidarosdomen. 
Nazwa pochodzi od nazwy miasta, gdyż w tamtych czasach Trondheim nosiło nazwę Nidaros. Została zbudowana na cześć św Olafa, wodza wikingów.
To właśnie tutaj nadal obywa się koronacja norweskich królów. Budowę rozpoczęto w 1030 roku i trwała ona aż 150 lat! 



Rozeta, która zdobi najpiękniejszą część katedry, czyli fasadę zachodnią, symbolizuje Chrystusa i Sąd Ostateczny. To okrągłe okno ma średnicę 8m i składa się z 10 tys szklanych detali.


Tuż obok jest Pałac Arcybiskupa, najstarszy świecki budynek w mieście, gdzie akurat odbywał się jakiś... festynokiermasz.




Jabłko w cukrze? Powiedzcie, czy Wam też kojarzy się z Królewną Śnieżką...?




Następnie skierowaliśmy się na słynny stary most Gamle Bybrua, wybudowany w 1685 roku., który jest już zamknięty dla ruchu ulicznego, tylko pieszym wolno podziwiać z niego XVIII- wieczne budynki na palach, znajdujące się nad rzeką Nidelven. Niegdyś należące do klasy robotniczej, obecnie przeznaczone na kawiarnie czy po prostu mieszkania.






Wszystkie drogi prowadzą do Munkegata. To ulica przy głównym placu zwanym Torvet, przy którym zatrzymuje się każdy autobus i na którego środku stoi dumnie statua św Olafa. A tuż obok jest Dom Założyciela (Stiftsgården) - dawna rezydencja królewska i największy drewniany budynek w kraju, z imponującą liczbą 140 komnat w środku. Wstyd się przyznać, ale niemal go przeoczyliśmy :)







Tutaj już nadbrzeżny targ i słynne klipfisze



Przedostatnim punktem naszej wycieczki okazała się Twierdza Kristiansen z XVII wieku. Miała ona za zadanie oczywiście chronić miasto przed atakami. Obecnie można z niej podziwiać panoramę miasta, wybrzeże i wieżę telewizyjną, którą ujrzycie na fotografii poniżej, a która jest naszym ostatni celem.



Ponad 100 metrowa wieża Tyholt góruje nad miastem. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie skosztowali tam piwa, najdroższego dotychczas w naszej karierze (160nok).


Jest tam platforma, która w ciągu godziny obraca się o 360 st. by goście spożywający posiłki w restauracji mieli dodatkowo ładne widoki. Niestety wszystkie miejsca były zajęte, więc przypadło nam piętro niżej bez takich bajerów. 

Wjazd i wyjazd z miasta jest oczywiście płatny.  Poniżej już droga powrotna do Oslo, ówczesnego domu. Czy Wy też widzicie poroże??!





Ja i wielki troll będziemy żegnać się już z Wami. 
Za jakiś czas pojawi się relacja z naszej wycieczki pociągiem do Bergen i wielkiej śnieżycy, która nas spotkała. Do następnego kochani!

czwartek, 11 sierpnia 2016

staro-nowe Zoo w Poznaniu

Witam wszystkich,
dzisiaj zabieram Was na wycieczkę do jednego z dwóch poznańskich zoo. Nowe, które wczoraj odwiedziliśmy, owszem jest zadbane i prezentuje się dobrze, lecz żeby nazwa Was nie zmyliła, powstało już w 1974 roku. O co chodzi? Ano o to, że pierwsze zoo-stare w Poznaniu mieści się na ulicy Zwierzynieckiej- w centrum miasta, niedaleko Targów Poznańskich, i jak się domyślacie, a na co wpadli już nasi dziadowie przed I wojną światową, nie ma możliwości rozwoju terytorialnego.
Dlatego też, we wschodniej części naszego miasta, na Białej Górze, powstało drugie, siłą rzeczy nazwane Nowym.

Znajduje się ono niedaleko jeziora Malta, jakże chętnie odwiedzanego przez mieszkańców i turystów. Dojechać tam możemy komunikacją, rowerkami miejskimi, a także, jedną z ostatnich już w Polsce- kolejką wąskotorową Maltanka <3

Dzisiaj na rozmowie kwalifikacyjnej zapytano mnie, co robie w wolnych chwilach, skoro nie pracuje. Jednym z zajęć jest nadrabianie czasu z rodziną i przyjaciółmi. Z tej oto okazji pragnę przedstawić Wam tego młodego dżentelmena- Kubusia. 2,5-letniego chrześniaka Bartka, który był głównym prowodyrem całego zajścia.



Tutaj u bram słoniarni.



Zoo jest całkiem spore, może nie aż tak okazałe jak to w Kristiansand, ale daje rade :)
Mam wrażenie, że największą atrakcją są słonie, które możemy podziwiać od 2009 roku.



Niestety na teren parku nie możemy wjeżdżać rowerem tudzież rolkach, mamy jednak możliwość skorzystać w cenie biletu (dzieci do 3 lat free, dorośli 15zł w dzień powszedni/20zł weekend) z cichej, dwu-wagonowej i przede wszystkim komfortowej kolejki.

Tygrysy niestety nie chciały zapozować do zdjęcia, wolały relaksować się na trawce za drzewami. W przeciwieństwie do kolegów nosorożców, którzy dumnie prezentowali swe wdzięki przed publicznością.


Na swej drodze mieliśmy przyjemność napotkać także żyrafy i zebry, które dzieliły razem wybieg w pięknej symbiozie.



Pomiędzy zagrodami z coraz to bardziej egzotycznymi zwierzętami, mogliśmy podziwiać naszą polską naturę.. bociany i ... przechadzające się razem z odwiedzającymi kaczki.




I koniki <3


A tu już na koniec spacerowe wygłupy, niestety nie udało mi się złapać żadnego pokemona (prócz tych widocznych na zdjęciach). Swoją drogą czy coś jest nie halo z moją apką? Apelują aby nie łapać pokemonów w holokauście, a ja w takim ZOO nie mogłam znaleźć?!




Które zoo przez Was odwiedzone było najlepsze? Mam też chęć wybrać się do wrocławskiego, bo słyszałam, że fajne.

Zgadzacie sie? :)


Ciao

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Polska!

Kochani,
taką sobie zrobiłam przerwkę w dodawaniu postów, że aż odczuwam lekkie napięcie i podniecenie w związku z tą sytuacją! Znaczy teraz.
Jestem w Polsce i jest mi tu dobrze, już nigdzie mnie nie ciągnie, czuję się w domu (zobaczymy jak długo, powiedzieliby Ci bardziej złośliwi- spokojnie jestem na to odporna).

Pogoda dopisuje, kiedy mogę jeżdżę nad jezioro i na Termy Maltańskie. Na balkonie mam też zainstalowany hamak, więc jakoś sobie radze :)

Wczoraj pisałam ostatni egzamin w sesji, także oficjalnie mam wakacje! Niespodziewanie poszła tak dobrze, że zastanawiam się, czy nie załapie się na stypendium! To by była dopiero sytuacja! Czerwony pasek na studiach! No ale zobaczymy, nie mam jeszcze wystawionych połowy ocen.

Jestę studętę.


Uraczyłam Was małą sesyjką zdjęciową, gdybyście przez przypadek zapomnieli jak wyglądam.


Studiowanie jest super, a WSB to fajna uczelnia. Przedmioty są naprawdę interesujące i można się sporo nauczyć, a także poznać nowych ludzi. 
Jeśli się zastanawiasz czy warto- nie wahaj się!



Obecnie czytam: Śniadanie u Tiffany'ego
Ostatnio oglądałam: Deadpool

Świetny film, naprawdę polecam. Nie spodziewałam się, że będzie mi się podobał, a jednak!


 "Deadpool" to wywrotowa czarna komedia – parodia napuszonego kina o herosach w obcisłych trykotach oraz niemiłosierna zgrywa z popkultury i show-biznesu. Od fanów dla fanów. 





Do następnego!





sobota, 26 marca 2016

Kristiansund, nie mylić z Kristainsand

Kochani,
dziś pragnę pokazać Wam małe miasteczko na zachodzie Norwegii.
Kristiansund, bo o nim mowa, położone jest na czterech wyspach, otoczone Oceanem Atlantyckim. Uważa się, że jest to najstarsze zasiedlone miejsce w Norwegii. Odwiedziliśmy je w zeszłe lato, podczas naszej wyprawy
( o której możecie przeczytać tutaj).
Stolica klipfisza, przysmaku z dawnych lat, na który się nie skusiliśmy :)

Po drodze wiele (dość kosztownych) przepraw promowych
 Kvisvik, Tingvoll



                                                                 Bergsøya







I oto na horyzoncie Kristiansund!





Pomiędzy wyspami możemy podróżować promem lub autem.



Zagłębie turystyczne to to nie jest, próbowaliśmy odwiedzić muzeum stoczni Mellemvaerftet czy słynnego klipfisza (solony, wysuszony dorsz) i muszę przyznać, że miejsca te raczej nie zachęcają. Żeby zachować walory estetyczne bloga, nie umieszczę zdjęć :) Po raz kolejny potwierdza się fakt, że Norwegia głównie oferuje nam piękno ukryte w samej naturze.




Najpierw zrobiliśmy rundkę po mieście by się rozejrzeć za najlepszą rybą w mieście, mając do wyboru miejsce jedno z dwóch, wybraliśmy to brzydsze lecz z większym zagęszczeniem ludzi na metr kwadratowy. Budka ta miała swój urok i historię, gdyż już od ponad pół wieku serwuje mieszkańcom przysmaki.


Mewy są wielkie w Norwegii i nie boją się ludzi. Poszliśmy nad wodę by spożyć nasz obiad, ale musieliśmy zmienić lokalizacje, gdyż te wielkie białe ptaszyska bardzo utrudniały posiłek i mnie stresowały. 


Uwielbiam colę w małej szklanej butelce-od razu smakuje lepiej!



Tuż obok stał zegar, sugeruję by mu się przyjrzeć dobrze, bo coś z nim jest nie halo.



Na koniec wędrujemy na wzgórze Varden, skąd możemy rzucić ostatnim tęsknym okiem na miasto i ruszyć dalej w drogę.


 



Ciepło wspominam Kristiansund, choć spędziliśmy tam zaledwie pół dnia.
Stamtąd udaliśmy się na camping w okolicach Trondheim, gdzie widziałam najładniejszy zachód słońca w życiu, ale o tym następnym razem.

Happy Easter!