poniedziałek, 29 września 2014

ognisko

Ognisko to bardzo przyjemne i spoleczne przesiewziecie. Dorzucamy drewno by ogien nie zgasl, siadamy w kregu, nadziewamy kielbaski na patyki i wrzucamy 2kg ziemniakow w zar. A co najwazniejsze, gdy jesienne wieczory w Norwegii sa juz naprawde zimne, ogrzewamy sie az milo!
Nie zapominajmy rowniez, ze gdy zapada zmrok.. i jestesmy w lesie, wyobraznia dziala :)
Takie to wlasnie ognisko zorganizowalismy sobie w sobote, brakowalo tylko gitary i obozowych piosenek. Naprawde bylo bardzo przyjemnie i wesolo, szczegolnie, ze juz nie pamietam kiedy ostatnio pieklam kielbaski i strugalam kijki.


   Zebralo sie ponad 10 osob, wiec na brak tematow tez nie narzekalismy.


Ale ze co sie stalo?





Odnosnie intervju- odbylo sie ono dzisiaj o godzinie 9.30 w centrum Oslo i poszlo naprawde dobrze!
A tak sie stresowalam :) Maglowano mnie ponad godzine, lecz mialam wrazenie, ze wszystkie odpowiedzi jakich udzielam sa "poprawne", ze wlasnie takich oczekuja! Pod koniec uslyszalam, ze zrobilam dobre pierwsze wrazenie, a te dwie osoby, ktore siedza na przeciwko polubily mnie i uwazaja, ze bede odpowiednia osoba na tym stanowisku. Chcialabym aby tak przebiegaly juz wszystkie moje rozmowy kwalifikacyjne i tego rowniez Wam zycze. Uwierzylam bardziej w siebie, a to najwazniejsze!

 Na koniec piosenka, ktora od 2 dni nie wychodzi z mojej glowy.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie ;)

niedziela, 28 września 2014

Tiramisu

Czesc i czolem!

Niedlugo mam umowione spotkanie na intervju. I tak dumam o jakich slabych stronach powiedziec, jesli zostane zapytana... Wlasnie wymyslilam druga- NIESYSTEMATYCZNOSC (pierwsza to niecierpliwa). Ostatnia publikacja na blogu, ponad 3 miesiace temu. What?! Jak ten czas leci...

Ale do rzeczy, w temacie mamy nazwe popularnego ciasta.. A noz widelec moze kogos zainspiruje do wypieku. Ja zbyt aktywna w kuchni nie jestem. Wiadomo, ze cos tam jemy, ale moja inwencja tworcza nie poraza, dlatego ciesze sie, ze w koncu sie wzielam i stworzylam cos, co tak pieknie komponuje sie z kawa i jest smaczne!



Od Kasi mam przepis, ktory, prosze mi wierzyc, jest naprawde prosty.


Zawsze obawialam sie, ze biszkopt nie wyrosnie. Od czasu tego przepisu nie ma powodu do niepokoju. Przy drugim pieczeniu nawet nie zawahalam sie rzucic nim o ziemie :)

no i efekt koncowy:




Enjoy i smacznego :*

sobota, 14 czerwca 2014

nowa ja :)

Dzień dobry przy weekendzie :)
Jest godzina 22.15 ale ja nadal czuję jakby był środek dnia, gdyż żaluzje w salonie mamy do połowy spuszczone, bo słońce jest jeszcze wysoko na niebie i razi w oczy. Teraz są nadłuższe dni w roku, a na dworze wcale nie robi się ciemno. Tzn. zmierzcha, ale nie ma ciemnej nocy. Podoba mi się taki stan rzeczy i nie, wcale nie jest ciężko zasnąć.

    Zdjęcie kilka dni temu zrobił mój Piątas z naszego tarasu, widać słynną skocznie Holmenkollen.

Jak wspominałam w ostatnim poście po zakupach i fryzjerze prezentuje się poniżej :P
Mój początkujący fotograf tworzy portfolio, więc mając w tym obustronny interes, oboje korzystamy. Wybraliśmy się na operę- bardzo popularne miejsce w Oslo, odwiedzane przez masę turystów (po otwarciu w 2008 roku liczy się, że przybyło ponad 10mln ludzi). Gmach Opery usytuowany jest w centrum miasta, ale tuż nad fiordem. Zaprojektowany tak by wejść można na dach i podziwiać panoramę, jak również Oslofjord. Wykonany z marmuru, cały biały, stanowi wizytówkę stolicy.

Wygląda jak kra lodowa wynurzająca się z wody.
    Opera nocą  na tle miasta fot. Bartosz Piątek

 
    Ściany budynku są całkowicie przeszkolone.

To już na szczycie, w tle jak my to nazywamy "Norweski Manhattan".







piątek, 13 czerwca 2014

Pierwsze koty za płoty

Czy ten dzień mógł zacząć się lepiej niż przy odgłosach młota pneumatycznego, który czułam, że wwierca mi się w czaszkę, a nie jest faktycznie TUŻ ZA ŚCIANĄ (?!!) Tak...prace remontowe trwają... Panowie zebrali sie w końcu i postanowili nam wybudować taras przed domem, nie.. oczywiście, że nie skończyli. Teraz mają inne zajęcia- np wiercić mi dziurę w głowie o 8 rano :) mieszkanie to temat rzeka, sygnalizuje jedynie, że nie jest skończone (wszelkie prace wewnątrz i na zewnątrz miały być ukończone do 1 czerwca).
Dawno tu nie zaglądałam... Do mojego tworu, dziecka. No to pierwsze koty za płoty :)
Ogólnie jest wporzo, zrezygnowałam z pracy, której nie lubiłam, dobrze płatnej co prawda, ale jestem szczęśliwsza, i o to chodzi :) mam jeszcze inną, więc z głodu nie umrę, ale to czas na zmiany...
I zmiany żywieniowe. Ostatnio nawet troszkę więcej sie ruszam, niż tylko codzienny bieg sprintem z autobusu do kolejki. Jak widziałam wszech panujący zachwyt Ewą Chodakowską lub ogólny szał na wiosenne lekkie jedzenie i pozimowe odchudzanie, to byłam pewna, że mnie to nie dotyczy i szybko przełączałam..to co widziałam. Ale miarka się przebrała, wczoraj w pracy poszedł mi guzik w spodniach (!!) , a po niemal każdym obiedzie czuje ból brzucha. Na pewno jest to zasługa słusznych porcji spożywanych przeze mnie, ale również niezdrowego, mało zróżnicowanego jedzenia. Także do dzieła! Jakby ktoś chciał podzielić się fajnym przepisem (najlepiej prostym, zdrowym i szybkim) to byłoby super!

Aha tak apropo jedzenia. Już dawno słyszałam o czymś takim jak fiskegrateng. Kupiłam nawet jaaaaaakiś czas temu mrożoną porcję, która wczoraj doczekała się premiery na stole.

Jest to taka rybna lasagne. My w chudych czasach stawialiśmy na ziemniaki, tak Norwegia na ryby. Być na fjordach i nie spróbować wręcz kawałka kultury i tradycji..? Fiskegrateng. Jeszcze wspomnienia są zbyt świeże...pierwszy i ostatni raz!
Nie no dobra, może trochę przesadzam, może/na pewno mrożone jedzenie jest gorsze niż to świeże. W mojej kuchni jednak nie zostaną podjęte takowe próby. To wiem na pewno. Ja w ogóle nie jestem jakąś wielką fanką ryb... Winą za to obarczam trochę naszą kochaną Polskę, gdzie podstawa żywienia to schabowy i golonka :D

Ostatnio byliśmy w Polsce na weekend, gdyż mój Bartek dostąpił zaszczytu, pierwszy raz w życiu, bycia ojcem chrzestnym. Ależ to był udany czas! Spotkałam się z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, pogodziłam z rodzicami, byłam u fryzjera, "wyszykowaliśmy" działkę, zrobiliśmy wielkie i wspaniałe zakupy odzieżowe, zapisałam się na uczelnie i na koniec malutki Kubuś jest już z nami w gronie ochrzczonych dzieci bożych :D

         Po prawej prawdziwi rodzice, a po lewej wiadomo.
                      A tutaj dwa kochane łobuzy =)
Co do ubrań, na ten moment powiem krótko- są lepszej jakości niż w Polsce, ale jest mniejszy wybór.
Wspomniałam o fryzjerze...ech był to niestety powód mojej małej frustracji.. może wyrażę ją w liczbach-
6 kolorów, 360zł, 4h, 8 cm              Nie, nie mam tęczy na głowie :D
Bardzo fajny salon w Poznaniu, do którego zostałam skierowana z polecenia. Zabieg trwał trochę za długo, biorąc pod uwagę mój krótki czas pobytu w Polsce, a zmiana zbyt mała by wydać na nią tyle pieniędzy. Ale oddałam się w ręce fachowca, który miał na mnie pomysł, który wcześniej oczywiście wyposażony został w małe wytyczne :)

                Jak mam to pokażę, a co tam.
             
 Dobrze się siedzi, ale obowiązki wzywają. Mam jeszcze kilka zaległych postów, także na pewno będę tu częściej. Miłego dnia, już dzisiaj piątek! Tygodnia koniec i początek :D
             


niedziela, 18 maja 2014

gratulerer med dagen

Dobry wieczor,
dzisiaj w Norwegii wielkie swieto, 200 rocznica podpisania konstytucji. Zeby zobrazowac jak wazne i wielkie jest to wydarzenie wstawiam zdjecie ponizej. W calym kraju odbywaja sie pochody, marsze, koncerty, ogolnie szalenstwo.

W powietrzu wyczuwa sie ogolna radosc, wszyscy sie pozdrawiaja slowami- gratulerer med dagen (wszystkiego najlepszego z okazji dnia konstytucji). A zdecydowana wiekszczosc norwegow zaklada swoje ludowe stroje (tzw bunady). Pamietam jak podczas pierwszego roku pobytu tutaj bylo to dla mnie zaskoczenie. Teraz juz nawet nie mielismy ochoty wyruszac w miasto by im towarzyszyc. Dzis wybralismy sie na grilla ok 40km od miejsca zamieszkania (okolice Jessheim). Pogoda byla bardzo ladna. Dobrze, ze wymyslono grille jednorazowe. Podczas kupowania takowego na stacji benzynowej natknelismy sie na auto z flagami, ktore oczywiscie wyjatkiem na drogach nie bylo.

Takie samochody jak ponizej bynajmniej nie naleza w Norwegii do rzadkosci. 

Wszechobecne flagi
Naturalne jest, ze przed domami usytuowane sa maszty.


Na miejscu troche wiecej swobody. 
Przy okazji obeszlismy pol jeziora, wiec na zdjeciu akurat uwiecznione jest jak sie nawadniam.

Ponizej Piatus nacina kielbaski, malowniczo to odpowiednie slowo :)

 Mniami, dziekujemy
Elementy wiosny. Ale musze przyznac, ze norweska przyroda pozniej budzi sie do zycia niz polska.


Na koniec transport kanapy. Kilka dni temu postanowilismy zaopatrzyc sie w takowa do salonu (mieszkanie jeszcze nie jest skonczone). Odebralismy ja z centrum miasta, nie bylo gdzie zaparkowac, do tego zaczelo padac. Sznurek pomiedzy wycieraczka a rura wydechowa. Zawsze tak chcialam przewiezc sofe xD    Nasza maluda niezle jednak sie spisala :)


 Post ten powstawal w tle ksw. Gratuluje poznaniakowi zwyciestwaaaa!!! Ale ogolnie uwazam, ze ten sport jest ohydny.  Dobranoc

niedziela, 11 maja 2014

Majowka w Hiszpanii- Ola muczacza!

Jakiś czas temu, przy wspólnym sobotnim wieczorze, pomiędzy jednym likierem a drugim, narodził się szalony pomysł by wybrać się na majówkę! Nieważne gdzie-ważne by było ciepło i w miarę tanio. Jak pomyśleli, tak też zrobili. Od razu przeszukaliśmy połączenia tanich linii lotniczych, a przyświecała nam dewiza- szybko, szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu :) i tak też nad ranem mając zamówione bilety lotnicze (niezbyt tanie) i hotel, wszyscy w 4 snuliśmy plany jak to wspaniale będzie w.....


Malaga!!!!!!!

Malaga tiki taki- urocze miasteczko na wybrzeżu Costa del Sol.

1.05 czwartek wylot o 14.50 małe lotnisko Rygge, godzina jazdy od Oslo. Dzień dobry Hiszpanio. Mam niesamowite szczęście, bo to już drugi raz w tym roku mogłam powiedzieć Ola! Como estas? pod hiszpańskim niebem. Wynajęliśmy domek na obrzeżach miasta , nad samym morzem. Nie był duży, 3 piętrowy, wąski, przeznaczony dla 6 osób. Miał jak większość domów wspaniały taras na dachu, gdzie jedliśmy pyszne śniadania



      i klamkę na środku drzwi wejściowych.


Wylądowaliśmy późno, zameldowaliśmy się i poszliśmy na imprezę.
Drugiego dnia zachłyśnięci gorącym słońcem wylądowaliśmy na plaży. Jedyny olejek jaki miałam ze sobą to filtr 15 i byłam dość oszczędna w jego użyciu (czego później bardzo żałowałam).


Woda w morzu trochę brudna, całkiem ciepła i bardzo bardzo słona.



Następnie pojechaliśmy do centrum na obiadokolację. Niestety muszę przyznać, że nie jadłam NIC dobrego (prócz porannej jajecznicy Jarka) podczas całego pobytu. Lokalni, co zrozumiałe głownie stawiają na rybę i owoce morza. W ogóle nie moje klimaty. Raz zamówiłam Fritura malagueña   jak się okazało to ich specjał z różnymi owocami morza smażonymi na głębokim oleju. Aha
Na plaży co kawałek można spotkać wypełnione piaskiem łódki przy knajpach. Na tym pali się drewno i wędzi eksponowane rybki.



 Następny piękny dzień, wita nas gwar dochodzący zza okna, promienie słońca i szum wody.


 
      Okno w naszej sypialni.

       Przed wejściem do domu.



   Wypożyczyliśmy auto- niestety nie kabrio, bo ceny kosmiczne. Ale co najśmieszniejsze bardziej opłacało      się wziąć samochód na 2 dni niż na jeden! (cena za jeden dzień to ok 95 euro, a za dwa 80).

   Bardzo miła Pani, jako jedna z niewielu napotkanych osób, dobrze mówiła po angielsku.



 Pojechaliśmy zatem na wycieczke, do miasteczka oddalonego od nas o ok 30min jazdy. Mijas- mała miejscowość niedaleko wybrzeża, z malowniczymi białymi domkami przylepionymi do zboczy gór. (Jak wyczytałam w dawnych latach domki te malowały wyłącznie "czyste" kobiety, czyli poza okresem menstruacji).


   Wspięliśmy się na górę do małej kapliczki, by móc jeszcze lepiej ogarnąć wzrokiem piękną panoramę.



Zdjęcie poniżej za każdym razem będzie wywoływać uśmiech na mojej twarzy, gdy tylko przypomnę sobie w jakich okolicznościach było zrobione.

 Następny punkt podróży Fuengirola- również urocze miasteczko na samym wybrzeżu. Piękne, szerokie i długie plaże ciągnące się wzdłuż promenady. Wiele restauracji, barów (z tanim piwem i tapas), hoteli, sklepików z pamiątkami, port jachtowy- ma wiele do zaoferowania.




   W tle plaża i całkiem sporo kobiet opalających się topless. A poniżej piękny zamek, ktoś musiał się bardzo natrudzić. Choinki z piasku pomalowane sprayem, nieopodal leżała szpachelka.


   I w Hiszpanii możesz znaleźć polską kuchnię!!! :)


Zmęczeni i zadowoleni wróciliśmy do domu oczywiście nie po to by zakończyć dzień. Ten wyjazd był bardzo intensywny i przyniósł wiele wspomnień. Wybraliśmy się na kręgle, a potem znów na imprezę. Malaga pod tym względem ma wiele do zaoferowania, a w weekend ludzi na mieście jest po prostu mnóstwo.

Trzeciego dnia wstaliśmy dość późno i wyruszyliśmy na poszukiwania rowerków wodnych. Jeśli chodzi o atrakcje wodne jest tu ubogo. W porównaniu do Bułgarii czy Tunezji, tu nie spotkaliśmy popularnego banana, skuterów czy balonów. Tylko rowerki-jedyne na całej plaży. Zero konkurencji, 20 euro za godzinę.
Ale wrażenia super. Relaks wspaniały, uwielbiam rowerki. I w sumie to jedyne co lubię na wodzie (wszystkiego innego sie boje :)



  Kolejna niedobra pizza na kolacje i trzeba się pakować, pobudka następnego dnia o 5 rano i na lotnisko...
Wszystko co dobre szybko się kończy. Najgorsze było to, że w samolocie nie zarezerwowaliśmy miejscówek i porozrzucało nas, każdego w inną część :(

Dziękujemy i wiemy na pewno, że wrócimy tam jeszcze :)