niedziela, 11 maja 2014

Majowka w Hiszpanii- Ola muczacza!

Jakiś czas temu, przy wspólnym sobotnim wieczorze, pomiędzy jednym likierem a drugim, narodził się szalony pomysł by wybrać się na majówkę! Nieważne gdzie-ważne by było ciepło i w miarę tanio. Jak pomyśleli, tak też zrobili. Od razu przeszukaliśmy połączenia tanich linii lotniczych, a przyświecała nam dewiza- szybko, szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu :) i tak też nad ranem mając zamówione bilety lotnicze (niezbyt tanie) i hotel, wszyscy w 4 snuliśmy plany jak to wspaniale będzie w.....


Malaga!!!!!!!

Malaga tiki taki- urocze miasteczko na wybrzeżu Costa del Sol.

1.05 czwartek wylot o 14.50 małe lotnisko Rygge, godzina jazdy od Oslo. Dzień dobry Hiszpanio. Mam niesamowite szczęście, bo to już drugi raz w tym roku mogłam powiedzieć Ola! Como estas? pod hiszpańskim niebem. Wynajęliśmy domek na obrzeżach miasta , nad samym morzem. Nie był duży, 3 piętrowy, wąski, przeznaczony dla 6 osób. Miał jak większość domów wspaniały taras na dachu, gdzie jedliśmy pyszne śniadania



      i klamkę na środku drzwi wejściowych.


Wylądowaliśmy późno, zameldowaliśmy się i poszliśmy na imprezę.
Drugiego dnia zachłyśnięci gorącym słońcem wylądowaliśmy na plaży. Jedyny olejek jaki miałam ze sobą to filtr 15 i byłam dość oszczędna w jego użyciu (czego później bardzo żałowałam).


Woda w morzu trochę brudna, całkiem ciepła i bardzo bardzo słona.



Następnie pojechaliśmy do centrum na obiadokolację. Niestety muszę przyznać, że nie jadłam NIC dobrego (prócz porannej jajecznicy Jarka) podczas całego pobytu. Lokalni, co zrozumiałe głownie stawiają na rybę i owoce morza. W ogóle nie moje klimaty. Raz zamówiłam Fritura malagueña   jak się okazało to ich specjał z różnymi owocami morza smażonymi na głębokim oleju. Aha
Na plaży co kawałek można spotkać wypełnione piaskiem łódki przy knajpach. Na tym pali się drewno i wędzi eksponowane rybki.



 Następny piękny dzień, wita nas gwar dochodzący zza okna, promienie słońca i szum wody.


 
      Okno w naszej sypialni.

       Przed wejściem do domu.



   Wypożyczyliśmy auto- niestety nie kabrio, bo ceny kosmiczne. Ale co najśmieszniejsze bardziej opłacało      się wziąć samochód na 2 dni niż na jeden! (cena za jeden dzień to ok 95 euro, a za dwa 80).

   Bardzo miła Pani, jako jedna z niewielu napotkanych osób, dobrze mówiła po angielsku.



 Pojechaliśmy zatem na wycieczke, do miasteczka oddalonego od nas o ok 30min jazdy. Mijas- mała miejscowość niedaleko wybrzeża, z malowniczymi białymi domkami przylepionymi do zboczy gór. (Jak wyczytałam w dawnych latach domki te malowały wyłącznie "czyste" kobiety, czyli poza okresem menstruacji).


   Wspięliśmy się na górę do małej kapliczki, by móc jeszcze lepiej ogarnąć wzrokiem piękną panoramę.



Zdjęcie poniżej za każdym razem będzie wywoływać uśmiech na mojej twarzy, gdy tylko przypomnę sobie w jakich okolicznościach było zrobione.

 Następny punkt podróży Fuengirola- również urocze miasteczko na samym wybrzeżu. Piękne, szerokie i długie plaże ciągnące się wzdłuż promenady. Wiele restauracji, barów (z tanim piwem i tapas), hoteli, sklepików z pamiątkami, port jachtowy- ma wiele do zaoferowania.




   W tle plaża i całkiem sporo kobiet opalających się topless. A poniżej piękny zamek, ktoś musiał się bardzo natrudzić. Choinki z piasku pomalowane sprayem, nieopodal leżała szpachelka.


   I w Hiszpanii możesz znaleźć polską kuchnię!!! :)


Zmęczeni i zadowoleni wróciliśmy do domu oczywiście nie po to by zakończyć dzień. Ten wyjazd był bardzo intensywny i przyniósł wiele wspomnień. Wybraliśmy się na kręgle, a potem znów na imprezę. Malaga pod tym względem ma wiele do zaoferowania, a w weekend ludzi na mieście jest po prostu mnóstwo.

Trzeciego dnia wstaliśmy dość późno i wyruszyliśmy na poszukiwania rowerków wodnych. Jeśli chodzi o atrakcje wodne jest tu ubogo. W porównaniu do Bułgarii czy Tunezji, tu nie spotkaliśmy popularnego banana, skuterów czy balonów. Tylko rowerki-jedyne na całej plaży. Zero konkurencji, 20 euro za godzinę.
Ale wrażenia super. Relaks wspaniały, uwielbiam rowerki. I w sumie to jedyne co lubię na wodzie (wszystkiego innego sie boje :)



  Kolejna niedobra pizza na kolacje i trzeba się pakować, pobudka następnego dnia o 5 rano i na lotnisko...
Wszystko co dobre szybko się kończy. Najgorsze było to, że w samolocie nie zarezerwowaliśmy miejscówek i porozrzucało nas, każdego w inną część :(

Dziękujemy i wiemy na pewno, że wrócimy tam jeszcze :)


6 komentarzy:

  1. O jaaa, ale szalone i cudowne!!! A Ty widac jaka spalona na nosie :D super!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje :) tak.. skora z nosa, rak i plecow schodzi mi do teraz. Wyposzczeni od slonca rzucilismy sie na gleboka wode ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Takie spontany są najlepsze. Warto się przełamać z "nicniechcenia" i czasem zaszaleć ;) piękne widoczki, ale chyba lepiej zobaczyć inne niż wracać? :)
    Pozdrawiam!
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  4. no jasne, ze sie nie chcialo wracac- szczegolnie, ze Norwegia przywitała nas deszczem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hiszpania jest niesamowita mam nadzieję,że i mnie kiedyś uda się ją zwiedzić! :D

    OdpowiedzUsuń