poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Kristiansand

Hejka Kochani :)
Tegoroczną Wielkanoc spędzaliśmy po raz pierwszy w Norwegii. Uzbrojeni w pokaźną ilość dni wolnych (od czwartku do poniedzialku-jak wszyscy tu), postanowiliśmy coś sobie zorganizować, jakoś się rozerwać. Na pierwszy ogień poszła Szwecja i polski sklep po drodze w Moss, aby zaopatrzyć się w żywość. Bardzo popularne wśród mieszkańców są podróże do przygranicznych miejscowości jak Nordby czy Charlottenbergs. Głównie ze względu na ceny towarów jak również ich większy wybór, nie mówiąc już o dostępności, (w Norge centra handlowe i większe sklepy są pozamykane w niedziele). Także uzbrojeni w bigos, sernik, jajka i mięso, wróciliśmy do domu, by przygotować się na wypadzik do Kristiansand. Miasteczka położonego na południu kraju, 4 godziny drogi od Oslo. W Norwegii odległości pomiędzy miastami są duże, więc najlepiej od razu zaplanować sobie odwiedzenie wiekszej ilości miejsc. U nas tym razem dłuższa wycieczka nie wypaliła (choć miałam już trasę ustaloną) ze względu na pogodę- wiosna na początku kwietnia w Norwegii była tylko z nazwy..
Kristiansand to miła mieścina, położona oczywiście nad wodą. 12 km na wschód od niej znajduje się zoo (Dyreparken- calodniowy bilet wstepu dla osoby doroslej 300nok) i pakr rozrywki, który był naszym głównym celem.  Miejsce przyjazne szczególnie dla rodzin z dziećmi w pogodny dzień. Można zobaczyć tam wiele rozmaitych zwierzątek jak np. tygrysy, łosie, małpy, papugi, lwy i żyrafy. Chętni mogą pogłaskać lub nakarmić świnki, kucyki, koziołki. Najmłodsi najchętniej przebywają w Kardemomme by (miasto kardamonowe) zbudowanym według ilustracji do książki z bajkami opowiadających o tym mieście. (Ogólnie kardamon to przyprawa używana do wypieku skandynawskich wafli, nadająca im specyficzny smak i aromat, bardzo tu popularna).
Innymi słowy każdy znajdzie coś dla siebie. O godz 11 karmią tygryski (co przegapiliśmy), a o 12.15 lwy (trochę były skubane rozkapryszone, nie za bardzo głodne, niektórym nawet nie chciało się pofatygować bliżej by coś skubnąć- z jednej strony to dobrze, wiemy, że nie są głodzone)
Pani prowadziła mały show, momentami przynudzając

 Jeździła również kończyna jakiegoś przyjemniaczka dla bardziej aktywnych osobników.

Poniżej mój ulubieniec, Pan Surokatek :) słodko sobie siedzi
                     Tu jakby pod sklepem, zmechacony, trunku mu tylko brak :)

Czy ten profil jest korzystny?



Niewątpliwą atrakcją jest Nordisk Villmark, gdzie chodzi się po drewnianych pomostach, prowadzących nad wybiegami łosi czy rosomaków.
   Wilki też były, od razu skojarzyły mi się z Jacobem hihi
Chodzić tam można cały dzień. Jest to również prężnie działający biznes, gdzie goście chętnie wydają swoje pieniądze. Dostępnych jest wiele punktów gastronomicznych, hotele oraz sklepiki pamiątkowe. Park wodny niestety był jeszcze zamknięty. 

Na obiadokolacje postanowiliśmy udać się do miasta, by skosztować pysznej rybki. Do łatwych zadań to nie należało, gdyż na tego typu przysmaki restauracje nie stawiają w miescie portowym...

Wieczorowa pora jeszcze maly spacerek wybrzezem..





Nazajutrz rozpoczęliśmy zwiedzanie od punktu widokowego na górzu Odderøya. Przyjemne miejsce, z którego z jednej strony widać panoramę miasta, a z drugiej moooorzeeee...

               
    Dalej poszliśmy do centrum zw. Kvadraturen (ulice usytuowane się do siebie prostopadle), a tam       przemiły deptak, duża ilość sklepów i ludzi...

      Cukierkowy raj <3


    Ostatnim naszym celem była Baneheia, malowniczy kompleks jezior, stawów, położonych w      pięknym parku, który niewątpliwie zachęca do spacerowania, piknikowania, opalania czy uprawianiu sportu.
Jak powszechnie wiadomo, Norwegia to kraj niezwykle gorzysty, nietrudno wiec wzniesienia znalezc i cykna z nich panoramiczne.

     Szczerze uwielbiam spacerowac wsrod drzew, po lesie..



Morał tej bajki taki, że Norwegia jest NATURAlnie piękna i ma wiele do zaoferowania poszukiwaczom przygód :)