środa, 23 kwietnia 2014

i po świętach... trochę Grecji

Na każdy wyjazd do Polski czekam z utęsknieniem, ale muszę też przyznać, że mnie one rozregulowują. Po tygodniu spędzonym w domu (więcej mnie w tym domu nie było niż byłam), szaleństwach, imprezach, spotkaniach, w końcu się rozpakowałam, zadomowiłam na nowo w norweskiej rzeczywistości psychicznie i fizycznie. Aha odnośnie PL zauważyłam, że im więcej mam tam czasu, tym bardziej jestem niezorganizowana i mniej robię. Wydaje mi się, że przecież ze wszystkim zdążę, a tu sie nagle okazuje, że został tylko piątek na zrobienie wszystkiego (!) i pozostaje jedynie skreślać na liście zadań (którą mam w głowie, bo prawdziwą zostawiłam w Norge) rzeczy ważniejsze i mniej ważne. Tak, można po tym wnioskować, ze mam 25 lat i jestem nieogarem, moja mama też tak uważa, ja natomiast, że na wszystko potrzebuje trochę więcej czasu. W sensie, ze później dorastam. Tak.

Poniżej my nad jeziorem Rusałka Poznań/ostatni dzień pobytu




Nie będę pisać o świętach. Tegoroczne nie były fajne. Z mojej winy i tym bardziej nie chce do tego wracać. Ale Wielkanoc sama w sobie jest całkiem super Agatka pięknie wszystko opisała jak to się ma w Norwegii. Także zapraszam.

Dziś przeglądałam katalog wycieczek... to jest to co kocham i postanowiłam, że tak- idę na turystyke i rekreacje od października. Piszę to także dla siebie jakbym o tym zapomniała lub zmieniła zdanie nie daj Boże. Cały czas nie wiedziałam jaki kierunek wybrać, czy to właściwa decyzja? Czy jak ma się 25 lat to bardziej świadome są pewne wybory?
Z tej okazji przypomniał mi się wyjazd do Grecji. Jedyna wycieczka, którą wykupiliśmy przez polskie biuro podróży. Wszystkie kolejne były już z norweskich. Absolutnie nie dlatego, że byliśmy niezadowoleni, wręcz przeciwnie. Norwegia oferuje wycieczki w lepszych cenach i mają bogatsze last minute. Oczywiście, że proponują także całą mase wyjazdów na norweskie kieszenie na full wypasie ale i na pewno można znaleźć coś tańszego niż w PL. My stawiamy na ilość :) nie potrzebujemy luksusów, chodzi o to by coś zobaczyć, czegoś doświadczyć, im więcej tym lepiej.

Wstawię kilka zdjęć- nie mogę się powstrzymać :)
Moja pamięć jest dobra, ale krótka, także najlepiej fotografie mi przypominają o sytuacjach i miejscach.
Może się ktoś wkurzać, że jest kwiecień a laska robi apetyt na wakacje, ja po prostu chciałam tu stworzyć też pamiętnik mojego życia, a takie wyjazdy nadają mu blasku i sensu. Och!
Wycieczka miała miejsce 4 lata temu w sierpniu 2010, pierwsza wspólna i pierwsza odkąd zaczęliśmy zarabiać w Norwegii. Zdjęć jest mało, wówczas Piątuś nie był jeszcze tak wspaniałym fotografem :)

Poniżej Lindos, turystyczna stolica wyspy Rodos.

  Na szczycie akropolu znajduje się świątynia Ateny, a dotarcie na tę 116 metrową wzgórze w upalne dni      jest nie lada wyzwaniem! Najpierw przejść jednak trzeba przez gąszcz targowy wyściełany takimi oto    kamieniami- byliśmy pod wrażeniem!


   Wymyślono alternatywną drogę dotarcia na szczyt. Biedne osiołki....


   Świątynia ta jest zarazem punktem widokowym.



  Prawie w całości zachowało się siedem doryckich kolumn- jak wyczytałam.


Drinas w hotelu.
Odnośnie samego hotelu mam dwa wspomnienia- karaluch w łazience pierwszego dnia i częste rozgrywki w ping ponga do późnej nocy.


Nie no dobra.. nie ma co się sugerować tym karaluchem. Każdemu się może zdarzyć. Niska, biała zabudowa, czysto, zadbanie, dwa pokoje, pyszne jedzenie.


     A w tym pokoju taki porządek, bo chyba nie skorzystaliśmy z niego ani razu :D


Wypożyczyliśmy auto, by lepiej poznać wyspę, która de facto jest mała, bo ma obwodu zaledwie 250km. Objechaliśmy niemal całą. Żabcia- tak nazwaliśmy naszą furę
Na zdjęciu akurat dwóch miłych greków pomaga nam wydostać się z opresji. Mój szalony driver chciał... już nawet nie pamiętam co i pomimo moich protestów usiłował udowodnić, że przecież taki piaseczek nie jest wcale wyzwaniem dla naszej "terenówki".


Innym środkiem lokomocji dostaliśmy się na Faliraki, gdzie znajduje się największy w Europie park wodny. Była to moja ostatnia wizyta w tego typu miejscu i od tamtej pory mawiam, że adrenalina mi w życiu nie jest potrzebna. Wiem, jestem leszczem, złamało mnie kilka zjeżdżali wodnych...
Ale poniżej coś co bardziej przypadło mi do gustu- "drift" po plaży :P
Piątuś nawet spowodował stłuczkę 3 aut tym ustrojstwem! Ach ci niewyszkoleni
turyści...


Na koniec 4 kilko w przód! Czyli obżeranie sie na all inclusive i poza nim :)



I pomyśleć, że minęły już 4 lata....
Ale jesteśmy tu i teraz a ja miałam robić kurs internetowy, a nie oddawać się pysznym wspominkom.
Buziaczki lofciam pa!