sobota, 14 czerwca 2014

nowa ja :)

Dzień dobry przy weekendzie :)
Jest godzina 22.15 ale ja nadal czuję jakby był środek dnia, gdyż żaluzje w salonie mamy do połowy spuszczone, bo słońce jest jeszcze wysoko na niebie i razi w oczy. Teraz są nadłuższe dni w roku, a na dworze wcale nie robi się ciemno. Tzn. zmierzcha, ale nie ma ciemnej nocy. Podoba mi się taki stan rzeczy i nie, wcale nie jest ciężko zasnąć.

    Zdjęcie kilka dni temu zrobił mój Piątas z naszego tarasu, widać słynną skocznie Holmenkollen.

Jak wspominałam w ostatnim poście po zakupach i fryzjerze prezentuje się poniżej :P
Mój początkujący fotograf tworzy portfolio, więc mając w tym obustronny interes, oboje korzystamy. Wybraliśmy się na operę- bardzo popularne miejsce w Oslo, odwiedzane przez masę turystów (po otwarciu w 2008 roku liczy się, że przybyło ponad 10mln ludzi). Gmach Opery usytuowany jest w centrum miasta, ale tuż nad fiordem. Zaprojektowany tak by wejść można na dach i podziwiać panoramę, jak również Oslofjord. Wykonany z marmuru, cały biały, stanowi wizytówkę stolicy.

Wygląda jak kra lodowa wynurzająca się z wody.
    Opera nocą  na tle miasta fot. Bartosz Piątek

 
    Ściany budynku są całkowicie przeszkolone.

To już na szczycie, w tle jak my to nazywamy "Norweski Manhattan".







piątek, 13 czerwca 2014

Pierwsze koty za płoty

Czy ten dzień mógł zacząć się lepiej niż przy odgłosach młota pneumatycznego, który czułam, że wwierca mi się w czaszkę, a nie jest faktycznie TUŻ ZA ŚCIANĄ (?!!) Tak...prace remontowe trwają... Panowie zebrali sie w końcu i postanowili nam wybudować taras przed domem, nie.. oczywiście, że nie skończyli. Teraz mają inne zajęcia- np wiercić mi dziurę w głowie o 8 rano :) mieszkanie to temat rzeka, sygnalizuje jedynie, że nie jest skończone (wszelkie prace wewnątrz i na zewnątrz miały być ukończone do 1 czerwca).
Dawno tu nie zaglądałam... Do mojego tworu, dziecka. No to pierwsze koty za płoty :)
Ogólnie jest wporzo, zrezygnowałam z pracy, której nie lubiłam, dobrze płatnej co prawda, ale jestem szczęśliwsza, i o to chodzi :) mam jeszcze inną, więc z głodu nie umrę, ale to czas na zmiany...
I zmiany żywieniowe. Ostatnio nawet troszkę więcej sie ruszam, niż tylko codzienny bieg sprintem z autobusu do kolejki. Jak widziałam wszech panujący zachwyt Ewą Chodakowską lub ogólny szał na wiosenne lekkie jedzenie i pozimowe odchudzanie, to byłam pewna, że mnie to nie dotyczy i szybko przełączałam..to co widziałam. Ale miarka się przebrała, wczoraj w pracy poszedł mi guzik w spodniach (!!) , a po niemal każdym obiedzie czuje ból brzucha. Na pewno jest to zasługa słusznych porcji spożywanych przeze mnie, ale również niezdrowego, mało zróżnicowanego jedzenia. Także do dzieła! Jakby ktoś chciał podzielić się fajnym przepisem (najlepiej prostym, zdrowym i szybkim) to byłoby super!

Aha tak apropo jedzenia. Już dawno słyszałam o czymś takim jak fiskegrateng. Kupiłam nawet jaaaaaakiś czas temu mrożoną porcję, która wczoraj doczekała się premiery na stole.

Jest to taka rybna lasagne. My w chudych czasach stawialiśmy na ziemniaki, tak Norwegia na ryby. Być na fjordach i nie spróbować wręcz kawałka kultury i tradycji..? Fiskegrateng. Jeszcze wspomnienia są zbyt świeże...pierwszy i ostatni raz!
Nie no dobra, może trochę przesadzam, może/na pewno mrożone jedzenie jest gorsze niż to świeże. W mojej kuchni jednak nie zostaną podjęte takowe próby. To wiem na pewno. Ja w ogóle nie jestem jakąś wielką fanką ryb... Winą za to obarczam trochę naszą kochaną Polskę, gdzie podstawa żywienia to schabowy i golonka :D

Ostatnio byliśmy w Polsce na weekend, gdyż mój Bartek dostąpił zaszczytu, pierwszy raz w życiu, bycia ojcem chrzestnym. Ależ to był udany czas! Spotkałam się z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, pogodziłam z rodzicami, byłam u fryzjera, "wyszykowaliśmy" działkę, zrobiliśmy wielkie i wspaniałe zakupy odzieżowe, zapisałam się na uczelnie i na koniec malutki Kubuś jest już z nami w gronie ochrzczonych dzieci bożych :D

         Po prawej prawdziwi rodzice, a po lewej wiadomo.
                      A tutaj dwa kochane łobuzy =)
Co do ubrań, na ten moment powiem krótko- są lepszej jakości niż w Polsce, ale jest mniejszy wybór.
Wspomniałam o fryzjerze...ech był to niestety powód mojej małej frustracji.. może wyrażę ją w liczbach-
6 kolorów, 360zł, 4h, 8 cm              Nie, nie mam tęczy na głowie :D
Bardzo fajny salon w Poznaniu, do którego zostałam skierowana z polecenia. Zabieg trwał trochę za długo, biorąc pod uwagę mój krótki czas pobytu w Polsce, a zmiana zbyt mała by wydać na nią tyle pieniędzy. Ale oddałam się w ręce fachowca, który miał na mnie pomysł, który wcześniej oczywiście wyposażony został w małe wytyczne :)

                Jak mam to pokażę, a co tam.
             
 Dobrze się siedzi, ale obowiązki wzywają. Mam jeszcze kilka zaległych postów, także na pewno będę tu częściej. Miłego dnia, już dzisiaj piątek! Tygodnia koniec i początek :D