piątek, 17 lipca 2015

Trip to Warsaw

Na 4-dniowy weekend wybraliśmy się do Warszawy. Zawsze zmienić miejsce zamieszkania i zwyczaje codzienne jest fajnie.


Opis zdjęcia poniżej



Sceneria- garderoba kuzynki, u której tymczasowo mieszkaliśmy (uściślę- GARDEROBA) :)
Nowa sukienka haftowana z Intimisimmi, uśmiechnięta, po całodziennym zwiedzaniu, jedzeniu w knajpach i shoppingu. Taką Polske lubie najbardziej :) 
Wiadomo jak to jest z facetami na zakupach, więc w pełni usatysfakcjonowana nie jestem... ale lepsze to niż nic :)

Zacznijmy jednak od początku.
Miasto nocą.
Ujęcie z samolotu, schodząc do lądowania. 


Wszystkie zdjęcia robione są telefonami, więc niestety nie możemy oczekiwać zbyt wiele.

Aby dotrzeć do obowiązkowego numeru jeden, wybraliśmy nowo powstałą linie metra.
I
----------
I
I
Przejazd pod rzeką nieodczuwalny.


Chluba Polski czy symbol zniewolenia? Najwyższy budynek, w centrum miasta, z bogatą historią. 


Wjechaliśmy na taras widokowy, skąd mogliśmy podziwiać miasto z czterech stron świata :) 

Widzicie Narodowy?


Złota 44 ...


Pod Pałacem Kultury, bo o nim mowa, stoi słynny Fiat 125p gotowy wybrać się z nami w podróż po mieście.
 Zmiennicy.. taka moja pierwsza myśl.


Następnie złapał nas deszcz, więc postanowiliśmy się ulokować w pobliskiej Oberży, miłej restauracyjce na Nowym Świecie.


Uraczyli nas piwem jasnym,  pszenicznym i i ciemnym. 
A później pyszną Szablą Ferdynanda :)

Na koniec zachód słońca nad Wisłą, w okolicach La Playa= miejska plaża


Nazajutrz obowiązkowy punkt drugi.


Centrum Nauki Kopernik.
Za dużo ludzi, a przede wszystkim za dużo dzieci. O 12 nie można już było wejść do środka. Dobrze, że kupiliśmy bilety przez Internet wcześniej (ale czy na pewno?)
Wspólnie stwierdziliśmy, że atrakcje przeznaczone są dla użytkowników do 15 lat. Wtedy najbardziej cieszą i są interesujące. Było też za tłoczno.


                                                                  Tapetowa czytelnia




Przerwa na lunsj. Tego dnia padało, więc kawa i gofr były obowiązkowe.



Nie zapominajmy, że w okolicach słynnego muzeum i mostu Świętokrzyskiego, znajdziemy legendarną Syrenkę Warszawską :)


Na koniec dnia był meczyk Lech-Legia. Na Narodowym nie ma transmisji??
Zdążyliśmy dopiero na drugą połowę :)


Nazajutrz wita nas słynny, słoneczny poeta, Adam.


Następnie lancz na mieście 


          Zamek Królewski..


Rodzinny obiad
i o 21:30 dotarliśmy na multimedialny pokaz fontann. Ile ludzi.. :) Ale miejsca starczyło dla wszystkich.


Fajna atrakcja! Nie poszłabym drugi raz, ale warto było zobaczyć, doświadczyć :)




Ludzi nie widać po ciemku, tylko ich telefony :)
Dobrze, że lot mieliśmy wieczorem, choć i tak nie za wiele udało nam się zobaczyć ostatniego dnia.
Łazienki Królewski, obowiązkowy punk turystów i tam nowo powstały, od 2014 chiński park :)


Szkoda, że lampiony nie były zawieszone.
Ale i tak fajnie, w końcu ciepło i słonecznie.


Z bloga Mateusza dowiedziałam się, że na lotnisku Chopina niedawno został otwarty nowy taras widokowy. Przeczytałam o tym już po powrocie, w Oslo :) szkoda, następnym razem muszę tam dotrzeć. Tym razem zdążyliśmy tylko zjeść po pysznym hamburgerze, zapić to kuflem złocistego płynu i wchodziliśmy jako ostatni do samolotu.

Pozdrawiam ciepło z chłodnej Norwegii







2 komentarze:

  1. Na tarasie w Pałacu nigdy nie byłem, koniecznie muszę nadrobić. A Złota 44 to chyba mój ulubiony warszawski wieżowiec :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie, ze mozemy wymieniac sie dosiwadczeniami i inspirowac nawzajem :)

    OdpowiedzUsuń